Nadzwyczajna sesja rady miasta ws. budowy sali koncertowej. Dyskusji przysłuchiwali się muzycy Płockiej Orkiestry Symfonicznej, wszyscy w galowych strojach.

-Warunki, w jakich pracujemy, są stanowczo niewystarczające. Nie możemy się jako orkiestra rozrastać, bo nie mieścimy się na scenie Państwowej Szkoły Muzycznej - mówiła dziennikarzom przed sesją Anna Gruszczyńska, flecistka Płockiej Orkiestry Symfonicznej. - Nie jestem płocczanką, ale zdecydowałam się tu przenieść z myślą o tym, że nasza orkiestra ma przyszłość.

Przypomnijmy, że ostatecznie miasto wraz z zespołem architektów analizowało cztery lokalizacje nowej sali:

 

- na Nowym Rynku,

 

- przy ul. Rybaki w okolicach schodów od pomnika Broniewskiego,

 

- na Radziwiu w okolicach starego mostu,

 

- przy al. Kobylińskiego i al. Spacerowej.

 

W ratuszu skłaniają się jednak już tylko do dwóch pierwszych.

 

Sesja zaczęła się od przygotowanej przez orkiestrę prezentacji, na której ta najpierw przedstawiła filharmonie, które powstały w Polsce w ostatnich latach, a potem swoje działania. Wśród nich wymieniła zajęcia dla dzieci oraz koncerty z udziałem najsłynniejszych artystów.

 

„Te wszystkie działania wymagają stabilizacji, własnego miejsca. Jesteśmy jedyną tego typu instytucją bez własnej siedziby” – czytaliśmy na slajdzie.

 

Potem głos zabrali radni. Właściwie wszyscy mówili to samo – nasza orkiestra, grająca od 40 lat, zasługuje na salę z prawdziwego zdarzenia.

 

Iwona Krajewska (PO) złożyła wniosek, by do budżetu miasta na 2019 r. wpisać pieniądze na budowę sali. Kwoty jednak nie podała.

 

Radny Flakiewicz (PiS) również złożył wniosek. Dotyczył zarezerwowania w tegorocznym budżecie „środków niezbędnych do wykonania projektu”.

 

Jerzy Skarżyński, prezes Stowarzyszenia „Starówka Płocka”, też nie miał wątpliwości, i powtórzył to kilka razy, że sala koncertowa jest w Płocku potrzebna. Sprzeciwiał się jednak jej budowie na nabrzeżu wiślanym. – Jak miałaby się ta inwestycja w tym miejscu do tego, że Wzgórze Tumskie zostało właśnie uznane za pomnik historii? – pytał, nawiązując do tego, jak ogromna bryła obiektu mogłaby wpłynąć na obraz Tumów. Dociekał też, kto zdecydował, i jakie miał ku temu kompetencje, o wyborze dwóch wspomnianych lokalizacji. On sam optuje za wyborem terenu przy al. Kobylińskiego.

 

Hanna Witt-Paszta, była dyrektor Płockiej Orkiestry Symfonicznej, która podczas piątkowego koncertu obchodziła swój jubileusz 80-lecia, mówiła, że wiele osób życzyło jej, by następny taki koncert był już w nowej sali. I nawiązała do warunków, w jakich odbywają się koncerty w szkole muzycznej. – W piątek prawie bym się w tej sukni przewróciła przez wystające kable. Fortepian stoi na krawędzi. Tam jest taka mała estradka, że trudno się zmieścić. To jest i smutne, i śmieszne – kontynuowała Hanna Witt-Paszta. Ona też jako najodpowiedniejsze miejsce dla nowej sali koncertowej wskazywała teren przy Kobylińskiego.

 

Dyskusję podsumował prezydent Andrzej Nowakowski. – W przyszłym roku odbędą się prace koncepcyjno-projektowe, które w następnych latach przełożą się na wykonanie tej inwestycji – zapowiadał, a nawiązując do wniosków radnych, tłumaczył, że w tym roku miasto i tak nie wyda pieniędzy na salę koncertową, więc należy je zarezerwować na rok przyszły.

 

Mimo że wnioski radnych sprowadzały się do tego samego, to radni PO głosowali za swoim, a PiS za swoim. Ostatecznie przeszedł wniosek PO.

 

Joanna Tybura / Gazeta Wyborcza Płock

Muzycy z Płockiej Orkiestry Symfonicznej wskazują, że w takich warunkach pracować dłużej się nie da. O konieczności powstania sali koncertowej mówi się od lat, a dziś dyskusja z posiedzenia komisji przeniosła się na nadzwyczajną sesję rady miasta. Trudno jednak powiedzieć, by ktokolwiek mógł być w pełni usatysfakcjonowany postępami.

 

Trwa prawdziwy sesyjny maraton. W poprzedni czwartek radni dyskutowali o podziale pieniędzy na płocki sport, dziś była mowa o sali koncertowej, a już za trzy dni regularne posiedzenie radnych.

 

Dzisiejsza nadzwyczajna sesja to efekt wniosku radnych z komisji inwestycji z marcowego posiedzenia. Radni omawiali wówczas opracowanie Urzędu Miasta i grupy płockich architektów dotyczące sześciu potencjalnych lokalizacji: na Radziwiu, placu na Nowym Rynku, działce przy Kobylińskiego oraz trzech lokalizacjach na nabrzeżu.

 

Dziś więcej konkretów w zasadzie zabrakło. Posiedzenie zaczęło się od krótkiego filmu przygotowanego przez Płocką Orkiestrę Symfoniczną. Wskazywali oni, że są jedyną w Polsce tego typu instytucją, która nie ma swojej siedziby. Przypominali także swój wkład w życie płocczan, jak choćby zajęcia z rytmiki czy warsztaty "Wędrówki po pięciolinii". W pewnym momencie na mównicę weszła też Hanna Witt-Paszta, w przeszłości dyrektorka orkiestry.

- Wszystko może zostać po staremu, można zmieścić, ale świat poszedł naprzód - wskazywała. - Ja się podczas ostatniego koncertu prawie przewróciłam o kable, państwo tego nie widzicie. Fortepian stoi na krawędzi. To naprawdę jest smutne i śmieszne.

 

Radni wszystkich opcji co do zasady byli zgodni: budowali wielofunkcyjnej sali koncertowej czy też filharmonii jest konieczna. Na dziś nie jest jednak priorytetem. Za moment ogłoszony zostanie przetarg na budowę stadionu piłkarskiego (ostrożne szacunki to 100 mln złotych), konieczny jest także remont szpitala. Nie ma też konsensusu co do miejsca powstania sali.

 

Jerzy Skarżyński, prezes stowarzyszenia „Starówka Płocka” pytał o zasadność budowy ogromnej bryły w jakiekolwiek lokalizacji nad Wisłą.

- Budynki, które państwo wymieniają mają od 67 do 115 tys. metrów sześciennych. Jak to się ma, do tego że Wzgórze Tumskie zostało uznane za pomnik historii? - pytał.

 

Prezydent Andrzej Nowakowski i tak przyznał pod koniec, że w tym roku nie na najmniejszych szans na wydanie jakichkolwiek pieniędzy na realizację tej inwestycji. Najwcześniej nastąpi to w 2019 roku. Zobowiązał się przy tym do umieszczenia w obradach jednej z tegorocznych sesji uchwały o zabezpieczenie środków na prace koncepcyjno-projektowe w przyszłym roku.

- Tegoroczny budżet jest rekordowy, bo pozyskaliśmy środki unijne na niespotykaną skalę na Mazowszu. Musimy pozyskać środki na wkład własny. Tak będzie w tym roku, tak będzie też w przyszłym. To środki, które cały czas pozyskujemy z UE. Projekty z dofinansowaniem mają priorytet. Jeśli byłaby możliwość na pozyskanie środki zewnętrzne, to oczywiście będziemy o nie zabiegać, także wśród firm, które mogą być mecenasami kultury - mówił Andrzej Nowakowski.

 

Radni byli jednomyślni co do zasadności powstania filharmonii czy też wielofunkcyjnej sali koncertowej, ale później przystąpili do głosowania nad dwoma wnioskami formalnymi. Jeden złożył PiS, drugi PO. Marcin Flakiewicz z PiS chciał korekty budżecie na 2018 rok, aby znalazły się pieniądze na opracowanie koncepcji funkcjonalno-użytkowej dla sali koncertowej. Klub Platformy Obywatelskiej chcieli podobnego punktu w 2019 roku. Przeszedł drugi wniosek.

- Głosy radnych wskazują, że taka inwestycja jest potrzebna i to już bardzo duży sukces - mówił tuż po zakończeniu obrad Adam Mieczykowski, dyrektor POS. - Co do realizacji pojawia się wiele wątpliwości. Pamiętajmy, że w mieście jest wiele potrzeb. Jedyną rzeczą, która mogła pójść lepiej, było jednomyślne przyjęcie uchwały. Akurat w tej materii jednomyślność radnych byłaby wielkim wskaźnikiem, także dla mieszkańców. W sprawach ważnych dla miasta ważne są wspólne decyzje. Niemniej deklaracja wszystkich klubów jest kluczowa.

 

Michał Wiśniewski / Portal Płock

- Wiele jest osób ważnych dla Płocka, ale wśród tych osób jest jedna wyjątkowa. Dziękujemy za wszystkie lata oddane miastu, uczniom, płockiej kulturze i społeczności - mówił prezydent. A szef orkiestry dodawał: - Zawsze była pani z nami. Jest pani kochana przez cały zespół i przez wszystkich na tej sali!

 

O takich 80. urodzinach zapewne marzy każdy. Było morze podziękowań, gratulacji, wyrazów przywiązania, sala pękająca w szwach, znamienici goście, odznaczenia i naręcza kwiatów. Piątkowy jubileusz Hanny Witt-Paszty zorganizowany w szkole muzycznej był wydarzeniem artystycznym, towarzyskim i po prostu – niezwykle wzruszającym i miłym momentem.

 

Gości powitała Płocka Orkiestra Symfoniczna – zespół, którym Hanna Witt-Paszta przez lata kierowała, który uratowała, gdy przed laty władze miasta planowały go rozwiązać i który przekształciła z orkiestry kameralnej w symfoniczną. POS pod batutą Janusza Przybylskiego zagrała porywającą suitę z baletu „Maskarada” Arama Chaczaturiana. Potem na scenę wyszła szanowna jubilatka w przepięknej niebieskiej sukni. Usiadła do pianina. I po chwili salę wypełniły dźwięki drugiej części „IV koncertu fortepianowego” Beethovena. To wykonanie – jak powiedziała później bohaterka wieczoru – dedykowane było wszystkim pokrzywdzonym i bezradnym.

 

Potem był już deszcz wyróżnień. Najwyższe resortowe odznaczenie, złoty medal Gloria Artis, w imieniu ministra kultury wręczyła Hannie Witt-Paszcie dyrektor departamentu szkolnictwa artystycznego i edukacji kulturalnej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Lidia Skrzyniarz. Gość z Warszawy podkreślała, ile jubilatka znaczy dla całego środowiska artystycznego, szczególnie dla pianistów i pianistów pedagogów. Że dozgonną wdzięczność zaskarbiła sobie m.in. wprowadzeniem Polski do EPTA (Europejskiego Stowarzyszenia Pianistów Pedagogów). – I ja przez 10 lat, dwa razy w tygodniu, przychodziłam na lekcje do pani profesor – mówiła Skrzyniarz. – Były to nie tylko lekcje fortepianu, ale i życia, bez których – zapewne – nie byłabym tu, gdzie jestem. Ja także jestem wdzięczna i pani profesor – proszę przyjąć tę wdzięczność i ode mnie.

 

Hanna Witt-Paszta otrzymała tego wieczoru także medal Pro Masovia przyznany przez marszałka województwa mazowieckiego i Laude Probus od prezydenta miasta Andrzeja Nowakowskiego.

 

– Wiele jest osób ważnych dla Płocka, ale wśród tych osób jest jedna wyjątkowa. Dziękujemy za wszystkie lata oddane miastu, uczniom, płockiej kulturze i społeczności – mówił prezydent. A Adam Mieczykowski, obecny dyrektor POS, dodawał: – Zawsze była pani z nami. Jest pani kochana przez cały zespół i przez wszystkich na tej sali!

 

Pani Hanna pokazywała zdjęcia i opowiadała z ogromnym poczuciem humoru o swym rodzinnym Wieluniu, rodzinie, nauce w Katowicach, pianistycznych konkursach, o tym, jak na żywo w telewizji śpiewała bluesa, przyjechała do Płocka, uczyła muzyki, szefowała orkiestrze, zasiadała w radzie miasta, była podporą ewangelickiej społeczności w Płocku, uczyła esperanto, jeździła na nartach (biegowych, a gdzie? np. na... Międzytorzu)... Dziękowała przyjaciołom, rodzinie, przedstawicielom władz i gościom koncertu.

 

Na zakończenie była już cała masa wzruszeń, bo na scenę weszli uczniowie pani Hanny, część z tych, których jubilatka przez 25 lat w szkole muzycznej uczyła gry na fortepianie i miłości do sztuki. Byli wśród nich pianiści, którzy sami dziś uczą kolejne pokolenia muzyków, lekarze, prawnik i kompozytor. Każdy z nich zagrał coś dla swojej pani profesor – w sali koncertowej szkoły muzycznej zabrzmiały wtedy i „Wariacje Goldbergowskie” Bacha, mazurki – Chopina i te skomponowane przez uczniów, a dedykowane nauczycielce, Mendelssohn, Brahms zagrany na sześć rąk i Rachmaninow zagrany na rąk... dwanaście.

 

Milena Orłowska / Gazeta Wyborcza Płock

W piątkowy wieczór Płocka Orkiestra Symfoniczna zaprosiła na urodziny Hanny Witt-Paszty, związanej od wielu lat z Państwową Szkołą Muzyczną w Płocku. Była też radną pierwszej kadencji samorządu i dyrektorem płockiej orkiestry, którą uratowała przed zamknięciem.

 

Swoje 80. urodziny Hanna Witt-Paszta świętowała 20 kwietnia w Płocku, z towarzyszeniem Płockiej Orkiestry Symfonicznej. Pani Hanna pochodzi z Wielunia, ale od 1973 r. mieszka w Płocku. W Katowicach ukończyła Liceum Muzyczne i Akademię Muzyczną w klasie fortepianu. Podczas studiów brała udział w wielu konkursach pianistycznych. Jest Laureatką m.in. Konkursu Pianistycznego im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy. Po ukończeniu studiów była organizatorką szkolnictwa artystycznego w Wieluniu.

 

Od roku 1973 do czasu przejścia na emeryturę pracowała jako nauczyciel klasy fortepianu w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Płocku. Jest wychowawcą wielu płockich muzyków i obecnych pedagogów. Była radną w pierwszej kadencji samorządu i dyrektorem Płockiej Orkiestry Symfonicznej, którą przeprowadziła przez najtrudniejsze lata 90., gdy radni poważnie zastanawiali się nad jej likwidacją.

 

Kiedy była kuratorem parafii ewangelickiej, zbudowała kaplicę przy ul. Kazimierza Wielkiego. Działa w kilku stowarzyszeniach, doprowadziła do wydania reprintu „Ewangelii wg św. Mateusza” z 1551 r., pierwszego tłumaczenia z oryginału greckiego przez Stanisława Murzynowskiego. Za to ostatnie została nominowała do tytułu Płocczanina Roku 2011 i tytuł ten, głosami płocczan, zdobyła. Zainicjowała kontakty z niemieckim Darmstadt i amerykańskim Fort Wayne, które teraz są miastami partnerskimi Płocka. Otrzymała medal za współpracę miedzy narodami.

 

Wspólnie z jubilatką świętowali:

Edward Bogdan – absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej I i II st. im. Karola Szymanowskiego w Płocku w klasie fortepianu Pani prof. Hanny Witt – Paszty oraz w klasie trąbki prof. Włodzimierza Pikały. Już podczas studiów zaczął współpracę z Teatrem Wierszalin i Akademią Teatralną w Białymstoku jako pianista i aranżer w sztukach teatralnych. Z artystką Teatru Wierszalin zdobył dyplom dla najlepszego akompaniatora na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu – dyplom wręczał osobiście prof. A. Bardini. Współpracę teatralną kontynuuje do dzisiaj w Teatrze Dramatycznym im. J. Szaniawskiego w Płocku. Laureat wielu nagród i wyróżnień. Pedagog, nauczyciel dyplomowany PSM w Płocku od 1994 roku do chwili obecnej. Przez kilkanaście lat prowadził Szkolną Orkiestrę Symfoniczną PSM I i II st. w Płocku. Pasjonat, wychowawca wielu młodych muzyków, nauczycieli w różnych placówkach kulturalno-oświatowych.

Klaudiusz Ciepliński – urodził się w 21.07.1973. Absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Płocku w klasie fortepianu Pani Joanny Nycz. W latach 1987-1991 uczeń klasy fortepianu Pani Hanny Witt – Paszty PSM II stopnia w Płocku. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Wł. Jagiełły w Płocku a także Akademii Medycznej w Gdańsku. Dr. nauk medycznych, specjalista położnictwa i ginekologii, specjalista endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości.

Beata Ludwicka – naukę gry na fortepianie rozpoczęła w 1970 roku w PSM I stopnia w Płocku w klasie fortepianu p. Ewy Płodowskiej oraz p. Janiny Burakowskiej. Szkołę Muzyczną II-go stopnia z powodzeniem ukończyła dzięki niesamowitej pracy i zaangażowaniu pani Hanny Witt – Paszty. Studiowała w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i Łodzi. Pracuje z dziećmi od 4-go roku życia ucząc ich szacunku do instrumentu, wrażliwości na piękno dźwięku, a przede wszystkim miłości do muzyki. W czasie swojej pracy otrzymała wiele nagród za pracę na rzecz kultury, min. Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za pełną oddania pracę pedagogiczną, jak również wiele dyplomów i wyróżnień za szczególne walory artystyczne akompaniamentu fortepianowego zarówno w kraju jak i za granicą.

Anna Majewska – naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I i II st. w Płocku rozpoczęła w 1975 r. w wieku 7 lat. W 1987 ukończyła II st. szkoły muzycznej w klasie fortepianu pod kierunkiem mgr Hanny Witt – Paszty i w klasie śpiewu solowego u mgr Jana Wengrzika. Po studiach (Wychowanie Muzyczne na Uniwersytecie Łódzkim) rozpoczęła pracę w swojej ukochanej szkole muzycznej w Płocku. Do tej pory z wielką przyjemnością pracuje jako nauczyciel fortepianu dodatkowego, obowiązkowego oraz akompaniator. Dotarcie do młodzieży w przedziale od sześciolatków do studentów dla Anny Majewskiej to niemałe wyzwanie. Po pracy, która daje jej coraz więcej przyjemności i satysfakcji, pielęgnuje także inne pasje takie tak: piłka siatkowa i taniec. Anna mówi, że fortepian i siatkówka to może nie najrozsądniejsze połączenie, ale serce nie sługa. Bez sportu nie byłabym w pełni szczęśliwa.

Wojciech Michalski – urodził się 11.11.1977 w Płocku. W 1996 roku ukończył Liceum im. Marszałka Stanisława Małachowskiego oraz Państwową Szkołę Muzyczną II stopnia im. Karola Szymanowskiego w Płocku, w klasie fortepianu p. prof. Hanny Witt-Paszty. Stypendysta Fundacji im. Stefana Batorego i Headmasters’ Conference (1994), uczeń Dulwich College w Londynie (1994 – 1995). Obecnie jest lekarzem, absolwentem II Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie (dziś Warszawski Uniwersytet Medyczny), specjalistą onkologii klinicznej, certyfikowanym specjalistą Europejskiego Towarzystwa Onkologii Medycznej (ESMO, European Society for Medical Oncology). Pracuje w Centrum Onkologii-Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.

Maria Mieczykowska – ukończyła Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia im. Karola Szymanowskiego w Płocku w klasie fortepianu prof. Hanny Witt – Paszty. Naukę kontynuowała w Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie w klasie fortepianu prof. Vitalisa Raczkiewicza uzyskując tytuł magistra sztuki. Obecnie pracuje jako akompaniator w OSM I stopnia oraz PSM I i II stopnia w Płocku, gdzie przez wiele lat pełniła funkcję wicedyrektora szkoły. Brała udział w wielu prestiżowych konkursach i przesłuchaniach , na których otrzymała kilkadziesiąt nagród i dyplomów uznania za wyróżniający akompaniament. Jako ceniona kameralistka z powodzeniem koncertowała w wielu krajach między innymi w Niemczech, Belgii, Holandii, Włoszech i Słowenii. Obecnie tworzy duet z synem – młodym skrzypkiem Wiktorem Mieczykowskim z którym odnosi sukcesy w kraju i poza granicami.

Piotr Radomski – naukę w płockiej szkole muzycznej rozpoczął w wieku siedmiu lat. Pod skrzydła prof. Hanny Witt – Paszty trafił w pierwszej klasie średniej szkoły muzycznej i choć został prawnikiem, a nie muzykiem zawodowym, to zamiłowanie do gry oraz komponowania pozostało mu do dnia dzisiejszego. Oprócz zainteresowań muzycznych jest wielkim orędownikiem jakości w każdej dziedzinie, stąd jego zainteresowanie choćby dawną, „prawdziwą” motoryzacją. Zajmuje się hobbystycznie także wytwarzaniem na własny użytek oryginalnych mebli drewnianych. Realizował się w życiu w wielu różnych dziedzinach i, być może, jest także najlepszym kickboxerem wśród pianistów.

Tadeusz Trojanowski – kompozytor, pianista, pedagog, animator kultury na Podlasiu i Mazowszu. Urodzony w Ciechanowie. Edukację muzyczną rozpoczął w rodzinnym mieście, kontynuował w Płocku i Łodzi. Studia muzyczne ukończył w AMiFC w Warszawie. Jest autorem ponad 300 utworów od dzieł oratoryjnych przez instrumentalne do drobnych form instrumentalnych i pieśni. Jako pianista koncertuje w kraju i za granicą wykonując głównie muzykę współczesną i romantyczną. Jest wielokrotnym stypendystą Stowarzyszenia Autorów ZAiKS oraz Marszałka Województwa Podlaskiego za rok 2006. W 2008 r. otrzymał medal Zasłużony Kulturze – Gloria Artis, a w 2013 Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Medal Komisji Edukacji Narodowej. Dzięki swej inwencji twórczej i zdolnościom organizatorskim jest pomysłodawcą i realizatorem licznych festiwali i inicjatyw muzycznych na Podlasiu i Mazowszu.

Mariusz Tytman – absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Karola Szymanowskiego w Płocku w klasie fortepianu Pani Profesor Hanny Witt-Paszty. Studia pianistyczne odbył w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy pod kierunkiem prof. Jerzego Godziszewskiego oraz prof. Alicji Mikusek. Po studiach podjął pracę pedagogiczną w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Karola Szymanowskiego w Płocku, którą kontynuuje do chwili obecnej. Wieloletni wicedyrektor i kierownik sekcji fortepianu PSM w Płocku. Równolegle prowadzi klasę fortepianu w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Janusz Przybylski – dyrygent – absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Łodzi, studia uzupełniał we Włoszech pod kierunkiem Franco Ferrary. Odbył także studia aspiranckie w Konserwatorium Leningradzkim im. Rimski-Korsakowa. Kierował chórem zawodowym Filharmonii Krakowskiej. Za przygotowanie chórów do nagrania Pasji wg Św. Łukasza K. Pendereckiego otrzymał nagrodę Amerykańskiej Akademii Płytowej w Hollywood. Był Dyrektorem Artystycznym Filharmonii Olsztyńskiej i Bałtyckiej, Kierownikiem Muzycznym Warszawskiej Opery Kameralnej, zastępcą Dyrektora Naczelnego i Artystycznego Teatru Wielkiego w Warszawie, Dyrektorem Artystycznym Opery Bałtyckiej i Filharmonii Bałtyckiej oraz Dyrektorem Artystyczny Opery Narodowej w Skopje. Konsultantem artystycznym Filharmonii w Koszalinie.

 

Uczestnicy urodzinowego koncertu wysłuchali:

A. Chaczaturian – Suita z baletu Maskarada

L. van Beethoven – IV Koncert fortepianowy G-dur op. 58 cz. II

A. Dvořák – Tańce słowiańskie op. 46

Kompozycje F. Chopina, F. Mendelssohna-Bartholdy’ego, J. Brahmsa, S. Rachmaninowa, T. Trojanowskiego.

 

Agnieszka Stachurska / PetroNews.pl

Najwyższe polskie odznaczenie przyznawane za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury otrzymała dziś Hanna Witt-Paszta. Wzruszająca uroczystość odbyła się w sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej w Płocku.

 

Hanna Witt-Paszta wychowała i wykształciła wielu płockich muzyków. Przez 25 lat uczyła w Państwowej Szkole Muzycznej w klasie fortepianu. Przez dziewięć lat była dyrektorką Płockiej Orkiestry Kameralnej. Doprowadziła do jej przekształcenia w Płocką Orkiestrę Symfoniczną.

 

Pochodzi z Wielunia, ale od 1973 roku jest płocczanką. Doprowadziła do wydania reprintu "Ewangelii wg św. Mateusza" z 1551 roku, przetłumaczonej przez Stanisława Murzynowskiego, za co została uhonorowana tytułem Płocczanina Roku 2011. Przez wiele lat działała w Fundacji Płockiej wspierając dzieci i młodzież uzdolnioną artystycznie. Dzięki Hannie Witt-Paszta zbudowano pierwszą w Płocku kaplicę ewangelicko-augsburską przy ul. Kazimierza Wielkiego.

 

Dziś w sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej w Płocku świętowała swoje 80. urodziny. Oprócz złotego medalu "Zasłużony kulturze - Gloria Artis", Hanna Witt-Paszta otrzymała także medal „Zasłużony dla Płocka”.

 

Anita Błaszczak/Portal Płock

Ach, na "o" jest jeszcze "oryginalna". To słowo prześladowało mnie latami. Usłyszałam je, kiedy rodzice przedstawiali moich braci i mnie jakimś swoim znajomym. Chłopcy zyskali uznanie, a o mnie powiedziano: "No, taka... oryginalna". Przez lata bałam się nawet sprawdzić, co to znaczy. No cóż. Taka byłam. Co zrobić.

 

Nauczycielka gry na fortepianie w Państwowej Szkole Muzycznej, wychowawczyni wielu płockich muzyków, w tym obecnych pedagogów, była dyrektorka Płockiej Orkiestry Kameralnej, którą uratowała od upadku i przekształciła w Płocką Orkiestrę Symfoniczną. Kobieta „Solidarności”, w 1990 roku została radną pierwszej kadencji, rozwijała kontakty pomiędzy Płockiem a zagranicznymi miejscowościami. Współorganizatorka Tygodni Ekumenicznych, doprowadziła do zbudowania pierwszej w Płocku kaplicy ewangelickiej, od samego początku uczestniczyła w odbudowie bożnicy, w której powstało Muzeum Żydów Mazowieckich. Choć pochodzi z Wielunia, od 1973 r. związana jest z Płockiem. I jak mówi – dzieli serce między miasto rodzinne i to, w którym spędziła większość życia. Płocczanka Roku 2011.

 

W piątek w szkole muzycznej podczas wielkiego koncertu (początek o godz. 19) świętować będzie 80. urodziny. A dla nas ułożyła swój alfabet.

 

A jak... albo.

– Albo sport, albo muzyka – tak powiedziała nauczycielka gry na fortepianie, gdy po raz pierwszy odwiedziła nas w domu i zobaczyła mnie z rakietą tenisową. Tłumaczyła, że Paderewski w obawie o dłonie właściwie nie brał do ręki niczego, co nie było niezbędne. Nawet laskę nosił za nim lokaj. Na usta cisnęło mi się pytanie, do czego w takim razie była potrzebna ta laska. Nie zadałam go, nauczycielka była niezwykle surowa i z braćmi niesłychanie się jej baliśmy.

 

A skąd tenis w skromnej powojennej rzeczywistości? Ewangelicy ze Stanów przysyłali ewangelikom w Polsce paczki, w paczkach często były ubrania, a w ich kieszeniach ukryte karteczki z adresami rodzin chętnych do niesienia pomocy. Mój ojciec, poliglota, wysyłał na te adresy podziękowania, tak rodziły się korespondencyjne przyjaźnie, trwające aż do jego śmierci. Amerykanie pytali, czego nam potrzeba, a my odpowiadaliśmy, że wszystkiego, co ma związek ze sportem! Przysyłali nam więc piłki, rakiety, raz nawet dotarła do Polski siatka tenisowa.

 

„A” to także ambicje. Moją było wtedy dorównać we wszystkim starszym braciom. To były szachy, gra zwana kwartety, wszelkie rodzaje sportu, łącznie z boksem i nożną. Tylko o tyczce nie skakaliśmy, trudno było nam zgłębić technikę. Nasze dzieciństwo to były godziny na powietrzu, aktywność fizyczna, przesiadywanie w „gnieździe” między konarami wierzby, z dziećmi państwa Piotrowskich, Dziekanowskich, Czajków... Wspaniałe czasy.

 

B

Bach, Beethoven, Brahms. Moi ulubieni kompozytorzy, szczególnie Beethoven. I bracia – Janusz i Ryszard. Byliśmy niezwykle zgodnym rodzeństwem. Jakieś bójki? W życiu.

 

C

Rzecz jasna Chopin. I czas. Czas dzieciństwa i jego zabaw, młodości – wielkiej muzyki, koncertów. I tzw. wiek średni, w moim przypadku poświęcony przede wszystkim nauczaniu. Wiek zaawansowany... W mojej ocenie ludzie w takim wieku nie są w Polsce odpowiednio doceniani, wykorzystywani. A przecież to ich doświadczenie, w połączeniu z siłą i entuzjazmem młodych ludzi, mogłoby dać najlepsze efekty.

 

D

Dom rodzinny w Wieluniu. To najstarszy budynek mieszkalny w tym mieście, zwłaszcza część, którą zajmowaliśmy – prawdopodobnie z XIV wieku. Był to rodzaj dworca biskupiego przy jednej z bram muru obronnego. Przed wiekami dostojnicy kościelni zatrzymywali się tam w drodze do Rzymu. Zimno było w środku nieprawdopodobnie i ciemno, słońce zaglądało tylko na godzinę. W domu – rodzina, rodzice i trójka dzieci. Stanowiliśmy wiązkę, każda gałązka była może krucha, ale razem byliśmy siłą. W domu ewangelików nie mówi się dużo o miłości, rodzice nie zwracali się do nas „słoneczko”, „Haneczko”. Ale kochaliśmy się prawdziwie. I szanowaliśmy.

 

E

Ewangelia św. Mateusza. Udało mi się doprowadzić do wydania reprintu jedynego jej egzemplarza w tłumaczeniu ewangelika Stanisława Murzynowskiego vel Suszycki herbu Ogończyk z Murzynowa. Tak, z tego Murzynowa koło Płocka. To dzieło, z którego dumna jestem niezwykle. Murzynowski wydał swój przekład w roku 1551, o 10 lat wyprzedził Jana Leopolitę i o 42 lata Jakuba Wujka, który w dodatku tłumaczył z łaciny. A Murzynowski z greckiego oryginału. Pomysłem z reprintem zaraziłam Towarzystwo Naukowe Płockie i sponsorów – Orlen, Kościół ewangelicko-augsburski w Polsce, płockie starostwo i ratusz, Urząd Gminy Brudzeń Duży. Tysiąc egzemplarzy przedruku w 2003 roku rozeszło się w okamgnieniu, w 2011 wydałam go już sama, ponownie. Szkoda, że Murzynowski, geniusz, znający – jak podejrzewam – dziewięć języków, zwolennik międzywyznaniowego dialogu, zmarły młodo, w wieku 25, może 27 lat, jest wciąż tak mało znany. W Płocku nie ma nawet swojej ulicy.

„E” to także Ewa, moja synowa.

I ewangelicy. Od kilku wieków nasza rodzina jest ewangelicka. Urodziłam się w tej wierze i ma to dla mnie ogromne znaczenie. Nigdy nie było to źródłem kłopotów, może poza kilkoma głupimi epizodami w dzieciństwie. Przeciwnie, czuję się wyróżniona w taki napawający dumą sposób. Niedawno oglądałam na mieście plakat zapowiadający mój jubileusz. Niedaleko stali panowie w potrzebie, pojawiła się nawet prośba o wspomożenie „na bułkę”. W pewnej chwili jegomoście zorientowali się, że jestem panią z plakatu. – Fajna z pani kobieta, tylko dlaczego... nie katoliczka? – wykrzyknęli. Uśmiałam się i dałam im na dwie bułki.

„E” to również esperanto, mój czwarty i ostatni język obcy. Nie licząc węgierskiego, bo gdy dowiedziałam się, że matka męża pochodzi z Węgier, uczyłam się i jego, potrafiłam napisać proste listy. A wracając do esperanto... Pod koniec lat 80. Płock zwariował na jego punkcie. Ideę przywiozły do miasta „Dzieci Płocka”, potem były pierwsze kursy. Byłam na kilku lekcjach i wypadł mi wyjazd do Berlina. Wzięłam ze sobą podręcznik i uczyłam się w drodze do Niemiec i z powrotem. I się nauczyłam! Po powrocie od razu zdałam egzamin, potem kolejne, trudniejsze. Potem dostałam prawo nauczania i sama prowadziłam zajęcia. Organizowaliśmy Płockie Dni Przyjaźni, na które zjeżdżały zespoły folklorystyczne, rockowe, taneczne z całego świata. Każda z tłumaczem esperanto. Koncerty były w amfiteatrze i właściwie w każdym zakątku miasta, na ulicach ruch, jak teraz na Jarmarku Tumskim. Apogeum nauki języka przypadło na lata 1987-89. Zapisywało się mnóstwo lekarzy, np. państwo Pawińscy, Grażyna Przybylska-Wendt, oczywiście Roman Paszta z synami... Przychodzili też technicy, inżynierowie, w sumie ok. 2 tys. ludzi. I to było coś więcej niż tylko nauka języka. Esperanto to przecież także solidarność, tak, nasza esperancka solidarność była pierwsza niż ta późniejsza przez wielkie „S”.

 

F

Fortepian. Moje przeznaczenie. Był w mojej rodzinie od zawsze. Do momentu... gdy przyszłam na świat ja i w naszym biskupim dworcu zrobiło się za ciasno. Rodzice sprzedali fortepian, pojechali do Warszawy i za tysiąc złotych kupili pianino. Mam je do dziś w swoim mieszkaniu na Międzytorzu.

„F” to także finał Konkursu Pianistycznego im. Paderewskiego w Bydgoszczy. Był rok 1961, kończyłam właśnie Akademię Muzyczną w Katowicach. Spośród siedmiorga studentów wybrano tylko nas dwoje, mnie i kolegę. Tylko że... nikt w Katowicach nie spodziewał się, że na tak prestiżowym konkursie uda się komuś spoza akademii z Warszawy i Krakowa. Nawet gazety pisały, że nie ma sensu w innych miastach utrzymywać katedr fortepianu. Tak więc na 10 dni przed konkursem byłam sobie w Wieluniu, bardzo z siebie zadowolona, i nawet nie przeczytałam utworu, który miałabym ewentualnie zagrać w finale. Wtedy w domu zjawił się mój profesor. I powiedział: „Haniu, jeśli ty, nie daj Boże, dojdziesz do tego finału, to ja wyjdę na oszusta”. Zabrałam się więc do nauki, ćwiczyłam „Fantazję polską” Chopina. Stanęło na tym, że jako jedyna spoza Warszawy i Krakowa weszłam do finału. I jestem laureatką tego konkursu.

 

G

Granie. Fortepian traktowaliśmy z braćmi... ze sportowym zaangażowaniem. Zresztą baliśmy się strasznie tej nauczycielki. Cała nasza rodzina grała, moja mama brała lekcje jeszcze po ślubie. Było i inne granie – to sportowe, jak mówiłam – we wszystko. Wciąż pamiętam okrzyki: „Hania na bramę!”.

 

H

Hanna, moje imię. Bardzo je lubię.

Haydn. Niezwykle interesujący, a wciąż niedoceniany kompozytor. Pomysły na podanie tematu muzycznego miał zdumiewające.

 

I

Irys. Mój ukochany kwiat. Najdelikatniejszy, o pięknych kolorach. Kwitnie w okolicy moich urodzin, 30 maja. Niesłusznie zdetronizowany przez wyglądające jak plastikowe storczyki.

A także... IPN. W jego archiwach jest moja teczka, mam status osoby pokrzywdzonej.

 

J

Janusz. Mój nieoceniony brat, prowodyr szalonych zabaw, inicjator eskapad, sportowiec. Potem wykładowca Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. W 2008 roku w ramach Europejskiego Roku Dialogu Międzykulturowego był ambasadorem kultury polskiej obok m.in. prof. Leona Tarasewicza i Agnieszki Holland.

„J” to też Joanna, moja druga synowa. I wnuki – 15-letnia Jagoda i 7-letni Jeremiasz.

 

K

Kłamstwo – nie znoszę.

Kredyt – nigdy nie wzięłam nawet jednego.

Kościół – niezwykle ważny. Dlatego zrobiłam wszystko, by powstała ewangelicka kaplica. Pamiętam, że kiedyś spotkałam na naszym cmentarzu młodego katechetę. Opowiedział mi, że na jego lekcje religii chodzi dziewczynka wyznania ewangelickiego, bo nie ma swojego kościoła. Wtedy już wiedziałam, że będę walczyć o budowę kościoła. W 2001 roku poświęciliśmy kaplicę przy Kazimierza Wielkiego. Bez optymizmu nie udałoby mi się doprowadzić tego do końca, przecież kiedy zaczynałam i miałam już załatwione wszystkie formalności, okazało się, że parafia na tę budowę ma 2,6 tys. zł.

 

L

Liceum muzyczne w Katowicach. Łączące przedmioty ogólnokształcące i muzykę, pierwsze tego typu w Europie. Powstało w roku 1937, dziś nosi imię mego szkolnego kolegi Wojtka Kilara.

„L” to także lekarz. Ta profesja zadomowiła się w naszej rodzinie po wiekowej hegemonii nauczycieli. Najpierw wyłamał się mój średni brat, lekarzami są mąż, syn i synowa.

 

M

Mamusia. Kiedy w domu padało: „Bo mamusia mówiła...”, wiadomo było, że chodzi o naszą mamę, Paulinę. „Mama mówiła...” to było o matce męża. Lub jeszcze innej matce.

Mamusia. Mąż. Miłość. Takie słowa na „M”. Co tu dużo mówić...

 

N

Nauczyciel. Ćwierć wieku uczyłam w Państwowej Szkole Muzycznej gry na fortepianie. Mam pewnie około setki uczniów, z wieloma do dziś się przyjaźnię.

 

O

Orkiestra. Stanęłam na jej czele i przeprowadziłam przez najtrudniejsze lata 90., gdy radni głośno mówili o jej likwidacji. Za mojej kadencji z Płockiej Orkiestry Kameralnej przekształciła się w Płocką Orkiestrę Symfoniczną. Wdzięczna jestem losowi, że znalazłam się wśród takiej grupy muzyków połączonych w jeden organizm. Były trudne momenty, wszyscy musieliśmy wykazywać się wyrozumiałością. Ale byliśmy i wciąż jesteśmy przyjaciółmi.

„O” to także ojczyzna. I odpowiedzialność. Bardzo lubię to słowo.

Ach, jest jeszcze „oryginalna”. To słowo prześladowało mnie latami. Usłyszałam je, gdy rodzice przedstawiali moich braci i mnie jakimś swoim znajomym. Chłopcy zyskali uznanie, a o mnie powiedziano: „No, taka... oryginalna”. Przez lata bałam się nawet sprawdzić, co to znaczy. No cóż. Taka byłam. Co zrobić.

 

P

Tu mamy z kolei Polskę i Paderewskiego – patriotę, pianistę, premiera. Mojego wnuka Piotra, już 18-latka.

I Płock. Jest w moim sercu taka linia, po jednej stronie mam rodzinny Wieluń. A po drugiej Płock i dojrzały okres życia.

 

R

Rodzice – Paulina i Bertram, ukształtowali nas na zawsze.

Roman – mój mąż.

Ryszard – mój brat, lekarz pracujący za granicą.

Rada miasta – byłam radną w pierwszej kadencji, w demokratycznej już Polsce. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam imponującą liczbę głosów. Jakub Chmielewski i Tadeusz Taworski bili rekordy, mieli po 1,5 tys. głosów. Ktoś jeszcze miał 900, a potem był mój wynik. Zagłosowało na mnie 800 osób. Jakie to było wtedy dla nas wyróżnienie mieć mandat radnego! Pracowaliśmy do godz. 22, o głodzie i chłodzie, bo przerwa w obradach była krótka, a kolejka do gorącej herbaty czy kiełbaski – długa. Mieliśmy ogrom rzeczy do zrobienia, zorganizowanie całego samorządu na nowo. Nikt jednak nie myślał, żeby na pracy radnego zarabiać. I każdy głosował samodzielnie, nie było sytuacji, w których klub Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” głosował według ustaleń i dyscypliny.

 

S

Spacery. Rodzice wyciągali nas na takie marsze po 10 km. I to przez jakieś łąki, pola. Wszyscy do parku, a my w drugą stronę! Człowiek wracał do domu ledwo żywy.

I „Solidarność”. W 1980 roku założyłam ją w szkole muzycznej, zostałam przewodniczącą. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku wracałam z zebrania w kombinacie razem z Andrzejem Sosnowskim – jednym z założycieli „S” w szpitalu na Winiarach. Wtedy jeszcze nic się nie działo, a potem przyszli po Andrzeja, ale szukali go pod starym adresem, a on właśnie się przeprowadził. Byli też w szpitalu, ale personel nie pozwolił go zabrać. Ludzie zeszli na dół, śpiewali „Boże coś Polskę...”. Żona Andrzeja zamartwiała się, że oczyszczają więzienia. – Będą wywozić – mówiła. A on na to ze stoickim spokojem: – Będą wywozić, to się pojedzie.

Ja oczywiście natychmiast zaczęłam się zastanawiać, co wziąć na tę wywózkę, płaszcz z kapturem czy kożuszek... kaptur przydatny, ale rujnuje włosy... Takie dziwne rzeczy mi wtedy do głowy przychodziły. Sosnowski przez kilka dni ukrywał się u nas, jednak doszedł do wniosku, że nie wypada, skoro inni siedzą. Potem wyrzucili go z pracy, w końcu wyjechał do Wielkiej Brytanii i zrobił tam karierę jako kardiochirurg. Stan wojenny to był smutny okres, lecz także niezwykły. Po mszy za ojczyznę do jednego mieszkania przychodziło np. 25 znajomych, by wspólnie śpiewać.

 

T

Tatuś. Słodkie słowo, nie trzeba za każdym razem dodawać: „I love you”. Mój tatuś Bertram Witt urodził się w 1891 roku w Zgorzu w zaborze rosyjskim. Był nauczycielem na Podolu, następnie w Moskwie. W 1915 roku powołano go do carskiego wojska, skończył szkołę wojskową, na front pojechał już jako oficer. Do 1918 roku był w niewoli niemieckiej. Od 1919 roku do końca życia uczył w Wieluniu matematyki, rosyjskiego, niemieckiego i angielskiego. Oraz śpiewu. Tak rozśpiewał miasto, że dziś Wieluńskie Towarzystwo Muzyczne nosi imię Bertrama Witta. W 1920 roku zgłosił się do wojska, chciał bić Rosjan, na szczęście udało się ich zatrzymać już wcześniej. W 1939 roku na piechotę poszedł do Łodzi, chciał zgłosić się do oddziałów generała Rómmla. Niestety. Żadnych oddziałów już nie było. Poszedł więc do Warszawy i tam kopał rowy przeciwlotnicze.

 

U

Ustawy, uchwały. Podejmowane w tak szybkim tempie... Naprawdę, końca tego nie widać.

 

W

Mój syn Witold.

 

Z

Mój syn Zbigniew.

 

Ż

Żeglarstwo. Nie uprawiałam, ale mąż i synowie tak. Mąż zbudował nawet jacht. Ma 8,5 metra!

 

Milena Orłowska / Gazeta Wyborcza Płock

W kulturalny sposób Hanna Witt-Paszta swój ostatni koncert z orkiestrą symfoniczną zagrała 55 lat temu - w Filharmonii Krakowskiej. Dyrygował wtedy legendarny Krzysztof Missona. Koncert miał rozpocząć dobrze zapowiadającą się karierę młodziutkiej Hani.

 

Była tuż po bydgoskim konkursie im. Paderewskiego, na którym zdobyła wyróżnienie (wygrał Jerzy Maksymiuk, później – sławny dyrygent). Przygotowywała się do konkursu w Barcelonie. Międzynarodowy sukces był w zasięgu ręki. Niestety, w realiach Polski lat 60. paszportu nie dostawało się „za darmo”. Pianistce zaproponowano go w zamian za współpracę ze służbami wywiadowczymi. Odmówiła, co złamało jej marzenia. Rana zabliźniła się, ale pamięć o zderzeniu młodego człowieka z autorytarną władzą pozostała do dziś.

 

Wybór utworu, który wspaniała pianistka i pedagog, wybitna płocczanka zagra po pół wieku przerwy, można uznać zarówno za próbę rozliczenia się z przeszłością, ale i za przestrogę ku przyszłości. Hanna Witt-Paszta wykona dzisiaj z Płocką Orkiestrą Symfoniczną niezwykle dramatyczną, drugą część (Andante con moto) „IV koncertu fortepianowego” Ludwiga van Beethovena. To krótka część, ale zawarta jest w niej wielka siła muzycznej ekspresji. Dialog fortepianu z orkiestrą oparty został na zasadzie kontrastu: smyczki głośno grają wyrazisty rytmicznie, ponury i surowy motyw, a solista odpowiada frazą łagodną i śpiewną. To nasunęło Franciszkowi Lisztowi mitologiczne porównanie tego fragmentu do Orfeusza ujarzmiającego bestie podziemnego świata. Skojarzenie romantyczno-programowe, ale trafne, bo temat w smyczkach wycisza się stopniowo i zanika, pozostaje zwycięski Orfeusz.

 

Dla Liszta druga część „IV koncertu fortepianowego” to walka Orfeusza z bestiami podziemia, a dla jubilatki to rozmowa z wszechmocnym prokuratorem skazującym człowieka, który resztkami sił błaga go o litość. – Grając tę część, myślę o wszystkich ludziach pokrzywdzonych, bezradnych, przepełnionych rozpaczą wobec władzy i polityki. Ostatnio często myślę o Piotrze Szczęsnym – „zwykłym, szarym człowieku”, którego krzyk samospalenia, skierowany do tych, którzy decydują o losie ojczyzny słyszymy do dziś – powiedziała mi niedawno Hanna Witt-Paszta.

 

W pierwszej części jubileuszu usłyszymy jeszcze suitę z baletu „Maskarada” Arama Chaczaturiana i „Tańce słowiańskie” Antoniego Dworzaka. Płocką Orkiestrę Symfoniczną poprowadzi Janusz Przybylski.

 

Po przerwie koncert przybierze formę benefisu. Na scenę, poza jubilatką, wyjdą jej uczniowie. Mariusz Tytman to pierwszy dyplomant pani Hanny, dziś nauczyciel fortepianu i wychowawca wielu laureatów konkursów pianistycznych. Przypomni „Mazurka a-moll, op. 67 nr 4” Fryderyka Chopina – utwór, który zagrał wiele lat temu w programie „A nad Wisłą oryle śpiewają”. Ówczesna Telewizja Polska tak zaprezentowała Płock.

 

Potem przyjdzie czas na „najgenialniejsze stworzenie pianistyczne” pani Hani. W ten sposób bohaterka wieczoru określiła Wojciecha Michalskiego, dyplomanta z 1996 roku, dzisiaj wziętego onkologa. Usłyszymy wymagające wysokich umiejętności pianistycznych „Duetto As-dur, op. 38 nr 6” Feliksa Mendelsohna-Bartholdy’ego. Kolejny uczeń – Tadeusz Trojanowski – przyjedzie z Białegostoku i przywiezie okolicznościowy prezent. Będzie to skomponowany i wykonany przez niego „Mazurek a-moll”. Trojanowski to pianista, pedagog, animator kultury na Podlasiu i Mazowszu, kompozytor. Stworzył ponad 300 utworów – dzieła oratoryjne, instrumentalne, drobne formy muzyczne, pieśni.

 

W tej części znajdzie się też miejsce na popisy uczniów pani Hani na sześć i dwanaście (!) rąk. Przy dwóch fortepianach zasiądą (poza już wymienionymi): Beata Ludwicka (pianistka i wybitna akompaniatorka, twórca Orkiestry Kameralnej „Sinfonia Concertante”), Anna Majewska (nauczyciel fortepianu, pasjonatka siatkówki), Maria Mieczykowska (pianistka, akompaniatorka i ceniona kameralistka), Edward Bogdan (pianista, aranżer i chórmistrz), Klaudiusz Ciepliński (dzisiaj jeden z najbardziej znanych płockich ginekologów i położników), Piotr Radomski (prawnik i – jak sam siebie określa – najlepszy kickbokser wśród pianistów). W ich wykonaniu usłyszymy „Taniec węgierski fis-moll nr 5” Johannesa Brahmsa i „Walc A-Dur” Sergiusza Rachmaninowa.

 

Robert Majewski, dyrygent chóru Vox Singers

 

Gazeta Wyborcza Płock

W 1975 roku płoccy miłośnicy muzyki postanowili pójść śladem przyjaciół teatru i powołać stały, profesjonalny zespół orkiestrowy. Nie przypuszczali wówczas, jak wyboista droga przed nimi. Każdy kolejny etap rozwoju artystycznego i organizacyjnego Płockiej Orkiestry Symfonicznej okupiony został niewiarygodną wręcz determinacją jej liderów.

 

Podejmowanie decyzji strategicznych w Płocku zawsze rodzi się z krzykiem. Nie przynosi chluby: 30 lat czekania na wiadukt kolejowy na Piłsudskiego, chochole tańce z lokalizacją drugiego mostu bez dróg dojazdowych, precedensowe pozbawienie mieszkańców dostępu do kina, żenujące warunki blaszanej hali dla szczypiorniaka, opóźnianie zgód na powstanie galerii handlowych, niewytłumaczalne komunikacyjne odcięcie od dużych ośrodków, zadyszka decyzyjna i oglądanie się na innych.

 

Przedwyborcze ożywienie wokół siedziby ewentualnej Filharmonii Płockiej, nowej sali koncertowej, nie dziwi, gdyż jest to wołanie powtórzone. Nowością i wstępnym, ale nieprzesądzonym w żaden sposób sukcesem dyrektora Adama Mieczykowskiego jest fakt, że dyskusja tocząca się dotychczas pod hasłem „czy” zmieniła się w zapytanie „gdzie i za ile?”. Skąd ta zmiana? Czyżby wystawienie „Hitów Buffo”, gdzie siedem tysięcy ludzi zobaczyło w Orlen Arenie, jak oni grają, otworzyło uszy tych, którzy muzykę lubią, ale nie mają czasu jej słuchać?

 

Apel o poważne potraktowanie Płockiej Orkiestry Symfonicznej, która jako jedyna w Polsce tego typu instytucja nie ma swojej sceny, zaplecza, stałej sali prób, zbiegł się w czasie z jubileuszem pracy artystycznej i pedagogicznej Hanny Witt-Paszty, bohaterki walki o muzyczny krajobraz Płocka. Oprócz życzeń zdrowia Płocczanka Roku 2011 chętnie zapewne usłyszy jednoznaczną deklarację spełniającą marzenie o domu muzyki z warunkami pracy godnymi XXI wieku i miasta leżącego na rurociągach naftowych.

 

Powtórzę zdania sprzed dwóch lat. Szkoły muzyczne w Płocku i w Gostyninie, praca chórów, działalność edukacyjna klubów, kół i ognisk kilku powiatów składają się na wykształcenie wymagającego słuchacza, który zasługuje, nie mniej niż kibic sportowy, na godne miejsce dla swojej pasji.

 

Refreny najlepiej sprawdzają się w przebojach muzycznych. W realizacji wizji wolę posłuchać kolejnych zwrotek pieśni o krzewieniu kultury wśród płocczan. Słucham z uwagą, niecierpliwością i niepokojem, co dalej zagramy, zaśpiewamy, zagadamy.

 

Jarosław Wanecki, lekarz, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

 

Gazeta Wyborcza Płock

 Sponsorzy
47. Sezonu Artystycznego

Sala koncertowa

Państwowa Szkoła Muzyczna I i II st.
im. Karola Szymanowskiego w Płocku
ul. Kolegialna 23
09-402 Płock

Zobacz na mapie

Biuro koncertowe

Dariusz Ciesielski - Kierownik
dariusz.ciesielski@orkiestraplock.pl

Anna Gruszczyńska - Kierownik Orkiestry
anna.gruszczynska@orkiestraplock.pl
tel.: +48 603 160 245

Ilona Matusiak
ilona.matusiak@orkiestraplock.pl
tel.: +48 24 364 10 86

Kasa biletowa

Małgorzata Jaworska
ul. Bielska 9/11
(parter, wejście od głównej ulicy)
09-400 Płock
bilety@orkiestraplock.pl
tel. +48 24 364 10 85

Zobacz na mapie

Godziny otwarcia

Poniedziałek 12:00 - 16:00
Wtorek 11:00 - 15:00
Środa 11:00 - 15:00
Czwartek 11:00 - 15:00
Piątek 11:00 - 15:00

 

Regulamin sprzedaży biletów

Miejska instytucja kultury finansowana z budżetu miasta Płocka 

Wszelkie prawa zastrzeżone © Płocka Orkiestra Symfoniczna  |  Realizacja: Hedea.pl  |  Deklaracja dostępności

FacebookYoutubeBip

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w pamięci Twojego urządzenia. Zobacz szczegółowe informacje jak zarządzać plikami cookies. Polityka plików cookies.