W 1975 roku płoccy miłośnicy muzyki postanowili pójść śladem przyjaciół teatru i powołać stały, profesjonalny zespół orkiestrowy. Nie przypuszczali wówczas, jak wyboista droga przed nimi. Każdy kolejny etap rozwoju artystycznego i organizacyjnego Płockiej Orkiestry Symfonicznej okupiony został niewiarygodną wręcz determinacją jej liderów.
Podejmowanie decyzji strategicznych w Płocku zawsze rodzi się z krzykiem. Nie przynosi chluby: 30 lat czekania na wiadukt kolejowy na Piłsudskiego, chochole tańce z lokalizacją drugiego mostu bez dróg dojazdowych, precedensowe pozbawienie mieszkańców dostępu do kina, żenujące warunki blaszanej hali dla szczypiorniaka, opóźnianie zgód na powstanie galerii handlowych, niewytłumaczalne komunikacyjne odcięcie od dużych ośrodków, zadyszka decyzyjna i oglądanie się na innych.
Przedwyborcze ożywienie wokół siedziby ewentualnej Filharmonii Płockiej, nowej sali koncertowej, nie dziwi, gdyż jest to wołanie powtórzone. Nowością i wstępnym, ale nieprzesądzonym w żaden sposób sukcesem dyrektora Adama Mieczykowskiego jest fakt, że dyskusja tocząca się dotychczas pod hasłem „czy” zmieniła się w zapytanie „gdzie i za ile?”. Skąd ta zmiana? Czyżby wystawienie „Hitów Buffo”, gdzie siedem tysięcy ludzi zobaczyło w Orlen Arenie, jak oni grają, otworzyło uszy tych, którzy muzykę lubią, ale nie mają czasu jej słuchać?
Apel o poważne potraktowanie Płockiej Orkiestry Symfonicznej, która jako jedyna w Polsce tego typu instytucja nie ma swojej sceny, zaplecza, stałej sali prób, zbiegł się w czasie z jubileuszem pracy artystycznej i pedagogicznej Hanny Witt-Paszty, bohaterki walki o muzyczny krajobraz Płocka. Oprócz życzeń zdrowia Płocczanka Roku 2011 chętnie zapewne usłyszy jednoznaczną deklarację spełniającą marzenie o domu muzyki z warunkami pracy godnymi XXI wieku i miasta leżącego na rurociągach naftowych.
Powtórzę zdania sprzed dwóch lat. Szkoły muzyczne w Płocku i w Gostyninie, praca chórów, działalność edukacyjna klubów, kół i ognisk kilku powiatów składają się na wykształcenie wymagającego słuchacza, który zasługuje, nie mniej niż kibic sportowy, na godne miejsce dla swojej pasji.
Refreny najlepiej sprawdzają się w przebojach muzycznych. W realizacji wizji wolę posłuchać kolejnych zwrotek pieśni o krzewieniu kultury wśród płocczan. Słucham z uwagą, niecierpliwością i niepokojem, co dalej zagramy, zaśpiewamy, zagadamy.
Jarosław Wanecki, lekarz, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru
Gazeta Wyborcza Płock