Nawet kiedy podajemy tę niezwykle smutną wiadomość i łzy kapią na klawiaturę, wciąż słyszymy jego zaraźliwy, pogodny śmiech, który stale rozbrzmiewał w redakcji. Byłeś z nami tyle lat. Byłeś - przeklęty czas przeszły.
– Nie pisz Ireneusz, pisz Irek Cieślak – stale powtarzał, kiedy podpisywaliśmy jego zdjęcia. Ale mówiliśmy do niego: Maniek, a on zanosił się tym swoim homerycznym śmiechem. Maniek wziął się stąd, że do facetów mówił właśnie tak: Maniek. A do koleżanek – Lalka. Taki już miał styl. Nikogo nigdy nie obrażał, przeciwnie: był cichy, spokojny, zdyscyplinowany i zawsze dyspozycyjny.
Współpracował z naszą redakcją od prawie trzech dziesięcioleci, wykonał tysiące zdjęć. Fotografia była jego pasją. Nawet jeśli nie miał zleconych zadań, i tak był ze swoim aparatem wszędzie tam, gdzie w mieście działo się coś ważnego, ciekawego. Bywało, że jego zdjęcie, uchwycone w kadr zjawisko czy wydarzenie stawało się inspiracją dla dziennikarskiego tekstu.
Nasz Maniek był wielkim miłośnikiem przyrody i jeśli na coś się naprawdę wkurzał i dawał temu wyraz, to były to wycinki i okaleczanie drzew. Kiedy gdzieś zetknął się z takim procederem, przychodził albo telefonował do redakcji i w długim wywodzie tłumaczył, jak wielkie zło dzieje się naszemu miastu. Wtedy był naprawdę zły i stawał się pryncypialny w swoich osądach. Zieleń była mu po prostu potrzebna do życia.
Miał jeszcze jedną, niezwykłą, pasję. W swoim mieszkaniu na osiedlu Kochanowskiego zgromadził imponującą kolekcję fajek i związanych z nimi akcesoriów. Czasem lubił otaczać się aromatycznym dymkiem...
Prócz własnej Maniek miał dwie rodziny: nas i działkowców z ogrodu im. Tadeusza Kościuszki. Tej drugiej też stale towarzyszył z aparatem fotograficznym: dokumentował fantastyczne wspólne sylwestry, wystawy warzyw i owoców, zabawy... Publikowaliśmy niejednokrotnie jego fotogalerie, bo były pełne życia i radości jak on sam.
Co jednak ciekawe, Maniek był nieśmiały. Powtórzymy jeszcze raz, bo tak trzeba: nie umiał się wykłócać, nie wchodził w żadne konflikty, nie komentował złośliwie. Był dobry, miły, zabawny. Z ogromną determinacją bronił swojej charakterystycznej, imponującej długiej brody i tylko machał ręką na czyjąkolwiek wzmiankę, że mógłby się jej w końcu pozbyć. Gładził ją, kiedy czasem opowiadał o swojej młodości, o wyjazdach do odległych egzotycznych krajów.
Parę tygodni temu poczuł się gorzej. Jako osoba chora na astmę źle znosił końcówkę zimy, przedwiośnie i towarzyszące temu silne wiatry. Ale i wtedy przyjmował zlecenia na robienie zdjęć. Kiedy wybuchała epidemia koronawirusa, zdecydował się nie opuszczać domu. Rozmawialiśmy przez telefon.
Dziś, w piątek, przyszła ta zła, zupełnie nieoczekiwana wiadomość: Ireneusz Cieślak, nasz Maniek, nie żyje. Miał 66 lat, to nie jest wiek na umieranie. Jest nam niewypowiedzianie smutno...
Maniuś, choć z powodu koronawirusa wszyscy nie będziemy mogli towarzyszyć Ci w ostatniej drodze, to wiedz, że stale jesteś i pozostaniesz w naszych myślach i pamięci. Kiedy świat wróci do normy i znów zamiast wideokonferencji będą normalne kolegia redakcyjne, wróci do nas Twój śmiech.
Nie zmieniamy dziś Twojej fotografii na czarno-białą, bo zawsze będziesz dla nas wesoły i kolorowy. Choć teraz obraz zniekształcają łzy...
Przyjaciele z Gazety Wyborczej Płock
fot. Irek Cieślak